poniedziałek, 4 lutego 2013

Szekina, która płonęła nad przebłagalnią, teraz zajaśniała na ich czołach

Bóg właśnie dlatego, że nie może nam powiedzieć, kim jest, bardzo często mówi, do czego jest podobny. Za pomocą tych małych obrazów „jak” podprowadza nasze chwiejne umysły tak blisko, jak to tylko możliwe, do Tego, który „zamieszkuje światłość niedostępną, którego żaden z ludzi nie widział ani nie może zobaczyć”. Bóg używa również niedoskonałego narzędzia - ludzkiego intelektu, aby przygotować duszę do tej chwili, gdy będzie mogła, dzięki działaniu Ducha Świętego, poznać Go takim, jaki jest. Bóg użył całego szeregu porównań, aby umożliwić nam choćby jedno krótkie spojrzenie na Swoją niepojętą Istotę. Czytając Pismo można wywnioskować, że jednym z Jego ulubionych porównań jest ogień. W pewnym miejscu Duch mówi wyraźnie: „Bóg nasz bowiem jest ogniem pochłaniającym”. Jest to zgodne z objawieniem zapisanym w całej Biblii. Na przykład jako ogień rozmawiał z Mojżeszem z gorejącego krzewu; przebywał w ogniu ponad obozem Izraela podczas jego wędrówki po pustyni; jako ogień mieszkał między skrzydłami cherubów w Miejscu Najświętszym; Ezechielowi objawił się jako dziwna jasność „ogień płonący (oraz blask dokoła niego)”. „Widziałem coś, co wyglądało jak ogień, a wokół niego promieniował blask. Jak pojawienie się tęczy na obłokach w dzień deszczowy, tak przedstawiał się ów blask dokoła. Taki był widok tego, co było podobne do chwały Pańskiej. Oglądałem ją. Następnie upadłem na twarz i usłyszałem głos Mówiącego”.

Przyjście Ducha Świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy to dalszy ciąg tego samego obrazu. „Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden.” W pomieszczeniu na piętrze zstąpił na uczniów sam Bóg - nikt inny. Jako ogień pojawił się przed ich śmiertelnymi oczami. Czy nie możemy z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że zebrani tam wierzący, od lat znający Pismo Święte, natychmiast zrozumieli, co to oznacza? Oto Bóg, który podczas ich długiej historii przychodził jako ogień, teraz zamieszkał w nich jako ogień. Oto przyszedł z zewnątrz i wkroczył do ich życia. Szekina, która dawno temu płonęła nad przebłagalnią, teraz zajaśniała na ich czołach jako zewnętrzny znak ognia wkraczającego w ich naturę. Oto Bóstwo udzieliło się odkupionemu człowiekowi. Płomień stał się pieczęcią nowej jedności. Ci ludzie stali się teraz mężczyznami i kobietami Ognia.

Widzimy tutaj jasno ostateczne przesłanie Nowego Testamentu: grzeszni ludzie mogą teraz stać się jednością z Bogiem dzięki pojednaniu w krwi Jezusa. Bóg zamieszkujący w człowieku! Oto chrześcijaństwo w pełni swojego ukończonego dzieła. A więc większa chwała, mająca nadejść wraz z przyjściem nowego świata, będzie w swej naturze tylko większym i bardziej doskonałym zjednoczeniem duszy ludzkiej z Bogiem. Bóstwo zamieszkujące w człowieku! Oświadczam, że to jest właśnie chrześcijaństwo. Żaden człowiek nie doświadczył tak naprawdę mocy chrześcijańskiej wiary, jeżeli nie poznał tego sam, jeśli nie jest to doświadczeniem jego życia. Wszystko inne jest tylko przygotowaniem do tego. Wcielenie, pojednanie, usprawiedliwienie, odrodzenie są jedynie dziełami Bożymi przygotowującymi wkroczenie i zamieszkanie Ducha Świętego w odkupionej duszy ludzkiej. Człowiek, który grzesząc porzucił Boże serce, powraca teraz do niego przez odkupienie. Bóg, który opuścił serce człowieka z powodu grzechu, teraz wchodzi weń ponownie, jak do Swego dawnego miejsca zamieszkania, wypędza zeń swoich wrogów i jeszcze raz wypełnia je chwałą.

Zstąpienie w widzialnym ogniu w Dniu Pięćdziesiątnicy miało dla Kościoła głębokie znaczenie. Ogień ten bowiem, spoczywając w postaci języków na głowach mężczyzn i kobiet, zaświadczał wszystkim wiekom, że są oni ludźmi oddzielonymi, że są „istotami z ognia”, podobnymi do widzianych przez Ezechiela w wizji nad rzeką Kebar. Znak ognia był znakiem Boskości, zaś otrzymujący ten znak stawali się na zawsze ludem szczególnym, synami i córkami Płomienia.

Jednym z najcelniejszych ciosów, jakie wróg wymierzył w życie Kościoła, było wzbudzenie obaw wobec Osoby Ducha Świętego. Nikt znający dzisiejszych chrześcijan nie zaprzeczy istnieniu tych obaw. Niewielu otwiera bez zahamowań całe swoje serce na przyjęcie błogosławionego Pocieszyciela. Duch był i jest powszechnie źle rozumiany, wystarczy więc tylko wymienić Jego Imię, a już w pewnych kręgach wielu wpada w przerażenie i przyjmuje postawę obronną. Źródło tego nieracjonalnego strachu może być z łatwością zbadane, lecz zbędne byłoby czynienie tego tutaj. Wystarczy powiedzieć, że obawy te są nieuzasadnione. Może przyczynilibyśmy się do zniweczenia mocy tego strachu panującego nad nami, gdybyśmy zbadali obraz ognia będącego symbolem Osoby i Obecności Ducha.

Duch Święty jest przede wszystkim moralnym Płomieniem. Nie jest to przypadek, że nazywamy Go Duchem Świętym. Słowo święty ma wielorakie znaczenie, lecz bez wątpienia łączy się również z czystością moralną. Duch ten będąc Bogiem musi być absolutnie i nieskończenie czysty. Nie ma On, w przeciwieństwie do ludzi, stopni i natężeń świętości. On jest świętością samą w sobie, On jest sumą i esencją wszystkiego, co jest niewypowiedzianie czyste.

Każdy, kto ma umysł wyćwiczony w rozróżnianiu dobra i zła, będzie bardzo zasmucony widokiem duszy, która gorliwie poszukuje napełnienia Duchem Świętym, żyjąc w stanie moralnego niedbalstwa lub na pograniczu grzechu. Coś takiego jest moralnym paradoksem. Ktokolwiek pragnie być napełniony i zamieszkany przez Ducha, musi najpierw osobiście osądzić wszystkie ukryte nieprawości swego życia i odważnie wyrzucić ze swojego serca wszystko, co jest przeciwne objawionemu w Piśmie Świętym charakterowi Boga.
 

„Boży podbój” z rozdziału – Duch jako ogień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz