czwartek, 3 stycznia 2013

Nasze ciało nieustannie zagraża duszy

Tej nocy, gdy Bóg zmagał się z Jakubem nad brzegami rzeki, aby go zbawić od złudnej nadziei i od pokładania ufności w sobie, Pan musiał go pokonać. Musiał wyrwać z rąk Jakuba cugle jego życia, i sam z wielką mocą zacząć nim rządzić, używając do tego laski Swojej miłości. Charles Wesley, wielki angielski autor pieśni o duchowej przenikliwości, rzadkiej nawet u dojrzałych wierzących, włożył w usta zmagającego się z Bogiem Jakuba taką oto modlitwę.

„Niknie ma siła - śmierć mnie dotyka; Ciężar Twej dłoni przygniata mnie; Omdlały leżę - któż mnie podniesie? Padłem, lecz wiarą ostoję się. Stoję - i nie pozwolę Ci odejść, Aż poznam Imię Istoty Twej. Padłem ofiarą, utykam idąc; Z łatwością jednak zwyciężam grzech, Piekło i ziemia nie zmogą mnie. Radosnym sercem czynić Twą wolę, Biegnę jak jeleń i wzbijam się, Aby przez całą wieczność ogłaszać: Miłością Imię Istoty Twej.”

Dobrze zrobimy prosząc Boga, aby wtargnął w naszą naturę i zdobył nas, bo dopóki On tego nie uczyni, będziemy narażeni na niebezpieczeństwo ze strony tysięcy nieprzyjaciół. W swoim wnętrzu nosimy ziarno własnej zagłady. Nasza moralna niedojrzałość ciągle sprowadza na nas niebezpieczeństwo samozagłady, przypadkowo czy też przez naszą lekkomyślność. Nasze ciało będzie nieustannie zagrażać duszy. Uwolnienie przyjdzie jedynie przez klęskę naszego starego życia. Bezpieczeństwo i pokój przyjdą jako następstwo rzucenia nas na kolana. Bóg wybawia nas przez złamanie nas, przez zniszczenie naszej mocy i zniweczenie naszego oporu. Wtedy dopiero wkracza w naszą naturę, dając dawne, wieczne życie, które było od początku. W ten sposób nas zdobywa i przez Swój pełen miłości podbój zbawia nas dla Siebie.

Tajemnica ta jest prosta i łatwa do odkrycia. Dlaczego więc w naszym zabieganiu zmierzamy w zupełnie innym kierunku? Dlaczego budujemy nasze Kościoły na cielesności człowieka? Dlaczego gromadzimy rzeczy, które Bóg już dawno odrzucił, a gardzimy tym, co u Niego jest w wielkim poważaniu? Nauczamy ludzi, aby nie umierali z Chrystusem, lecz aby żyli w mocy swojego konającego człowieczeństwa. Chlubimy się z naszej mocy, nie zaś ze słabości. Wartości uznane przez Chrystusa za fałszywe ogłaszane są jako ewangeliczne łaski i mówi się o nich jako o istocie życia i wiary chrześcijańskiej. Jakże gorąco zabiegamy o uznanie którejkolwiek osobistości tego świata. Jak bezwstydnie wykorzystujemy wielkie sławy, gdy się nawrócą. Każde znane nazwisko jest dobre, aby tylko usunąć hańbę skromności z naszych żądnych rozgłosu przywódców: słynny sportowiec, parlamentarzysta, podróżnik, bogaty przemysłowiec. Przed nimi skłaniamy się ze służalczym uśmiechem na twarzy i oddajemy im cześć na spotkaniach publicznych i w prasie religijnej. W ten sposób, aby umocnić pozycję Kościoła Boga, oddajemy chwałę człowiekowi i od przemijającej sławy skazanego na śmierć człowieka uzależniamy chwałę Księcia Życia.

To niezwykłe, że nazywamy się naśladowcami Chrystusa, a jednocześnie tak lekceważymy sobie słowa Jego sługi: „Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato odzianego i powiecie: Usiądź na zaszczytnym miejscu, do ubogiego zaś powiecie: Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego!, to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują?”

Apostoł Paweł widział te sprawy inaczej niż ludzie, na których skarży się Św. Jakub. Mówi on, że przez krzyż „świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata.” Krzyż, na którym umarł Jezus, stał się także krzyżem, na którym umarli Jego apostołowie. Straty, odrzucenie, hańba są udziałem Chrystusa i tych wszystkich, którzy rzeczywiście są Jego uczniami. Krzyż zbawiający jest również krzyżem, który ich zabija, zaś wszystko inne pozbawione tej treści, jest tylko pseudowiarą, wiarą całkowicie nieprawdziwą. Cóż więc powiemy, jeśli ogromna większość naszych ewangelicznych przywódców akceptuje świat wraz z jego wartościami, odrzucając jedynie najbardziej rażące elementy? Jak możemy patrzeć w twarz Tego, który został ukrzyżowany i zabity, gdy widzimy Jego naśladowców akceptowanych i chwalonych przez świat? Oni również głoszą krzyż i głośno krzyczą, że są prawdziwymi wierzącymi. Czyżby więc były dwa krzyże? Czy św. Paweł ma na myśli co innego? Obawiam się, że tak jest. Obawiam się, że rzeczywiście istnieją dwa krzyże: stary i nowy.

Boży podbój - Zwycięstwo przez klęskę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz