środa, 12 grudnia 2012

„Stworzenie” się zmieniło, lecz nie jest ono „nowe”.

Człowiek, który przyjął Słowo bez mocy, przyciął swój żywopłot, lecz pozostał on ciernisty i nigdy nie będzie on w stanie przynieść owocu nowego życia. Nie zbiera się winnych gron z cierni ani fig z ostów. A jednak taki właśnie człowiek może być przywódcą w kościele, a jego wpływ i głos mogą mieć dalekosiężne skutki w wyznaczeniu miejsca religii w jego pokoleniu. Prawda przyjęta z mocą przenosi fundament życia z Adama na Chrystusa. Nowe motywy przekraczają próg duszy i rozpoczynają swoje działanie. Osobowość otrzymuje nowego, innego Ducha, który czyni wierzącego nowym stworzeniem w każdym aspekcie jego istoty. Zainteresowania tego człowieka przenoszą się z rzeczy zewnętrznych na wewnętrzne, z rzeczy ziemskich na niebiańskie. Traci on wiarę w mądrość wartości zewnętrznych i wyraźnie dostrzega zwodniczość otaczającego świata. Wraz z doświadczeniami jego miłość do świata niewidzialnego i wiecznego, jak i ufność weń wzmacniają się.

Większość chrześcijan zgodzi się z przedstawionymi tutaj myślami, jednak przepaść pomiędzy teorią a praktyką jest tak wielka, że aż przerażająca. Częstokroć nie dochodzi do radykalnego przeniesienia fundamentu życia, gdyż głosi się Ewangelię bez mocy i w ten sposób jest też ona przyjmowana. Oczywiście mogą zajść pewne zmiany: może uda się z jej pomocą dobić korzystnego targu na poziomie intelektu lub emocji. Cokolwiek by się jednak nie wydarzyło, nie jest to wystarczająco głębokie ani wystarczająco radykalne. „Stworzenie” się zmieniło, lecz nie jest ono „nowe”. I tutaj właśnie zaczyna się tragedia. Zadaniem Ewangelii jest danie nowego życia, spowodowanie narodzenia do wysokości, do nowego poziomu istnienia; i dopóki nie dokona się nowe narodzenie, dopóty Ewangelia nie wykonała w duszy swojej zbawczej pracy.

Wszędzie tam, gdzie Słowo przychodzi bez mocy, brakuje jego zasadniczej treści. Musimy pamiętać, że niebiańska prawda zawiera w sobie władczy ton, niesie ze sobą pewne przynaglenie, pewną nieodwołalność, której się ani nie usłyszy, ani nie poczuje bez uzdolnienia Ducha Świętego. Musimy nieustannie pamiętać o tym, że Ewangelia to nie tylko dobra nowina, ale również sąd, który spada na każdego słyszącego. Przesłanie Krzyża jest rzeczywiście dobrą nowiną dla skruszonych, lecz dla tych, którzy „nie są posłuszni Ewangelii” niesie ze sobą ostrzeżenie. Posługa Ducha Świętego wobec nieskruszonego świata to mówienie o grzechu, sprawiedliwości i sądzie. Dla grzeszników chcących przestać być rozmyślnymi grzesznikami i pragnących stać się posłusznymi dziećmi Boga przesłanie Ewangelii przynosi pokój bez granic. Jednak z samej swojej natury jest również sędzią decydującym o wiecznym przeznaczeniu człowieka.

Nasze czasy całkowicie nie dostrzegają tego drugiego aspektu Ewangelii. "Element daru jest przedstawiany jako wyłączna treść, czego konsekwencją jest ignorancja elementu przeznaczenia. Aby więc stać się chrześcijaninem wystarczy zaakceptować teologię. Tę zgodę nazywa się wiarą i myśli się, że jest ona tym, co odróżnia ludzi zbawionych od zgubionych. Tak więc i wiara pojmowana jest jako pewnego rodzaju religijna magia, która sprawia Panu wielką rozkosz i posiada w sobie tajemniczą siłę otwierania Królestwa Niebios.

Chcę być w porządku wobec wszystkich i chcę znaleźć wszelkie możliwe dobro w religijnych wierzeniach każdego człowieka, jednak szkodliwe skutki wyznawania „wiaro magii” są poważniejsze, niż może to sobie wyobrazić ktoś, kto się z tym nie zetknął. Dzisiaj wiele zgromadzeń jest gorąco zapewnianych, że najważniejszym warunkiem, który  należy spełnić, aby dostać się do nieba, jest bycie złym człowiekiem, a jedyną przeszkodą stojącą na drodze Bożej łaski jest bycie dobrym człowiekiem. O słowie sprawiedliwość mówi się jedynie z zimną pogardą, a na człowieka moralnego patrzy się z politowaniem. „Chrześcijanin - głoszą ci nauczyciele - nie jest moralnie lepszy od grzesznika, jedyną różnicą jest to, że przyjął Jezusa i dlatego ma Zbawiciela.” Ufam, że nie zabrzmi to nonszalancko, gdy zadam pytanie: Zbawiciela od czego? Jeżeli nie od grzechu i złego prowadzenia się, i jeżeli nie od starego upadłego życia, to od czego? Jeżeli w odpowiedzi usłyszę, że jest to zbawienie od konsekwencji wynikających z popełnionych w przeszłości grzechów i od nadchodzącego sądu, to nie zadowoli mnie to. Czy usprawiedliwienie z przeszłych nieprawości jest wszystkim, co ma różnić chrześcijanina od grzesznika? Czy jest możliwe, aby ktoś uwierzył w Jezusa Chrystusa i nie stał się lepszym człowiekiem niż był przedtem? Czy Ewangelia nie ma nam nic więcej do zaproponowania poza biegłym Adwokatem, który w Dniu Sądu wyprowadzi grzeszników obronną ręką?

Boży podbój - W Słowie czy w mocy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz