piątek, 5 października 2012

Źródłem życia jest bojaźń Pańska

Skłonność do milczenia i przymus mówienia zawsze będą konkurować ze sobą w sercu mówiącym o Bogu. „Jak mogą skażeni śmiertelnicy ośmielić się Głosić Twoją chwałę t Twoją łaskę? Leżymy z dala pod Twoimi stopami i widzimy jedynie cień Twojej twarzy.” Isaac Watts A mimo to pocieszamy się wiedzą, którą sam Bóg włożył w nasze serca, aby Go szukały, Bóg w pewnym zakresie umożliwił nam poznanie Siebie, i cieszy się najskromniejszym nawet naszym wysiłkiem, aby Go poznać.

Gdyby jakiś anioł lub święty, który spędził szczęśliwe wieki przy tronie Przedwiecznego zszedł na ziemię, jakże trywialną wydałaby mu się niemilknąca paplanina wiecznie zajętego rodu ludzkiego. Jak obco i pusto brzmiałyby dla niego przyziemne, czerstwe i nieużyteczne słowa, co tydzień rozlegające się z ambon. A gdyby taki przybysz miał do nas przemówić, czyż nie mówiłby o Bogu? Czyż nie czarowałby i fascynował słuchaczy porywającymi opisami Bóstwa? I czyż po takim wystąpieniu chcielibyśmy potem słuchać czegoś innego niż teologii, doktryny Boga? Czyż nie żądalibyśmy później od tych, którzy mają nas uczyć, aby mówili do nas ze szczytu Boskiej wizji albo całkiem zamilkli?


Reakcją psalmisty na występki bezbożnego było gorzkie wyznanie: „Bojaźni Boga nie ma przed jego oczyma”.(Ps. 36:2) Tak tłumaczy to, co widziało serce, zarazem okazując nam psychologię grzechu. Gdy człowiek nie boi się Boga, bez wahania przekracza Jego prawa. Strach przed konsekwencjami nie powstrzymuje przed występkiem, kiedy ulotnił się strach przed Bogiem.


W dawnych czasach mawiano o ludziach wiary, że „chodzą w bojaźni Bożej” i „służą Panu z bojaźnią”. Mimo ich bliskiej zażyłości z Bogiem i mimo śmiałości ich modlitw, podstawą życia religijnego owych ludzi była koncepcja Boga budzącego strach i przerażenie swoją niedostępnością i niepoznawalnością. Koncepcja Boga transcendentnego przewija się przez całą Biblię przydając barw i tonów postaciom świętych. Bojaźń Boga była czymś więcej niż obawą przed niebezpieczeństwem. Był to irracjonalny strach, dominujące uczucie całkowitej zależności w obliczu Boga Wszechmocnego.


Za każdym razem kiedy Bóg w czasach biblijnych pojawiał się przed ludźmi, wywoływał on w nich paraliżujące uczucie grozy i przerażenia połączone z przygniatającym poczuciem grzechu i winy. Gdy Bóg przemówił, Abraham padł na ziemię, aby Go słuchać. Gdy Mojżesz zobaczył Pana w gorejącym krzaku, obawiając się spojrzeć na Boga zasłonił swą twarz. Na widok Boga wyrwał się Izajaszowi okrzyk: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach”.(Izaj. 6:5)


Spotkanie Daniela z Bogiem było zapewne najgroźniejszym i najcudowniejszym ze wszystkich tych spotkań. Prorok Daniel podniósł oczy i ujrzał Tego, Którego „ciało zaś Jego było podobne do tarsziszu, jego oblicze do blasku błyskawicy, oczy jego były jak pochodnie ogniste, jego ramiona i nogi jak błysk polerowanej miedzi, a jego głos jak głos tłumu. Ja, Daniel, oglądałem tylko sam widzenie a ludzie, którzy byli ze mną, nie widzieli zjawiska, ogarnęło ich jednak wielkie przerażenie, tak że uciekli, by się ukryć. Tylko ja sam pozostałem, by oglądać to wielkie widzenie, lecz nie miałem siły, zmieniłem się na twarzy, (opuściła mnie moc). Wtedy usłyszałem dźwięk jego słów, a na dźwięk jego słów upadłem oszołomiony twarzą ku ziemi”.(Dan. 10:6-9)


Te doświadczenia dowodzą, że wizja Boskiej transcendencji szybko kładzie koniec wszelkim sporom między człowiekiem a jego Bogiem. Duch walki opuszcza człowieka, który jest gotów wespół z pokonanym Szawłem pytać pokornie: „Co mam czynić, Panie”? Obecnie rzecz się ma całkiem inaczej: zarozumiałość współczesnych chrześcijan, uwidaczniająca się podczas licznych religijnych spotkań, przerażająca lekkomyślność oraz brak szacunku wobec Osoby Boga, świadczą o strasznym zaślepieniu serc. Wielu określa siebie imieniem Chrystusa, dużo o Nim mówi i czasem się modli, lecz najwyraźniej nie wie, kim On jest. „Źródłem życia jest bojaźń Pańska” (Przyp. 14:27). Lecz ta uzdrawiająca bojaźń prawie że zanikła wśród dzisiejszych chrześcijan.


Kiedyś w rozmowie ze swym przyjacielem poetą Eckermannem, Goethe zszedł na tematy religijne i mówił o nadużywania imienia Boskiego: „Ludzie traktują Boga tak, jak gdyby ta niepojęta i najwyższa Istota, będąca poza zasięgiem myśli, była im jedynie równa. W przeciwnym razie nie mówiliby: „O, Panie Boże, najmilszy, dobry Boże”. Te zwroty stają się dla nich - szczególnie dla duchownych, którzy bez przerwy mają je na ustach - zwykłymi frazesami, jałową nazwą nie połączoną z żadną myślą. Gdyby wielkość Boża robiła na nich wrażenie, byliby niemi i przez szacunek niechętnie wymawialiby Jego imię”.


A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz