wtorek, 4 września 2012

Dlaczego nie dbamy o przyjście Pańskie? cz.1

Krótko po zakończeniu drugiej wojny światowej słyszałem pewnego słynnego kaznodzieję z Południa, który powiedział, że boi się. iż panujące wtedy żywe zainteresowanie proroctwami doprowadzi w wyniku do zamarcia błogosławionej nadziei, kiedy wydarzenia udowodnią, że ci pochopni wykładacze proroctw byli w błędzie. Ten człowiek był prorokiem albo przynajmniej wyjątkowo bystrym znawcą natury ludzkiej, stało się bowiem dokładnie to, co przewidywał. Nadzieja na powtórne przyjście Chrystusa jest całkowicie martwa wśród ewangelicznie wierzących.

Nie chcę przez to powiedzieć, że biblijni chrześcijanie odstąpili od nauki o Jego powtórnym przyjściu. W żadnym wypadku. Każdy poinformowany człowiek wie, że nastąpiły pewne poprawki w mniej istotnych szczegółach naszego prorockiego credo, ale ogromna większość ewangelicznych wierzących mocno trzyma się w dalszym ciągu wiary, że Jezus Chrystus powróci kiedyś tu na ziemię osobiście. Ostateczny triumf Chrystusa uważany jest za jedną z niewzruszonych doktryn Pisma Świętego.


To prawda, że w pewnych środowiskach od czasu do czasu przypominane są biblijne proroctwa. W szczególności ma to miejsce wśród chrześcijan pochodzenia żydowskiego, którzy ze zrozumiałych powodów czują się bardziej związani z prorokami Starego Testamentu niż wierzący z pogan. Ich miłość własnego narodu prowadzi ich w sposób naturalny do chwytania się nadziei na nawrócenie i ostateczną odnowę Izraela. Dla wielu z nich przyjście Chrystusa równoznaczne jest z szybkim i szczęśliwym rozwiązaniem „problemu żydowskiego”. Gdy On przyjdzie, zakończą się dla nich długie wieki tułaczki i w tym czasie Bóg „odbuduje „królestwo izraelskie”. Nie możemy pozwolić na to, aby nasza głęboka miłość do naszych żydowskich braci uniemożliwiła nam widzieć polityczne implikacje tego aspektu ich nadziei mesjańskiej. Nie zarzucamy im tego. lecz zwracamy tylko na to uwagę.

Pomiędzy nami jednak, jak już powiedziałem, powrót Chrystusa jako błogosławiona nadzieja jest zupełnie martwy. Prawda dotycząca powtórnego adwentu, jeśli jest dzisiaj gdzieś głoszona, ma przeważnie charakter bądź akademicki, bądź polityczny. Radosnego elementu osobistego całkowicie brak. Gdzież są ci, którzy „Wzdychają, o Chryste, do znaku, wypełnienia Twojej obietnicy, omdlewają wypatrując przyjścia Twoich płomiennych stóp?”

Głębokie pragnienie zobaczenia Chrystusa, które paliło się w piersiach pierwszych chrześcijan, wydaje się być wypalone do cna. Wszystko. co nam pozostało, to tylko popioły. Właśnie dokładnie to – „wzdychanie” i „omdlewanie” jest tym. co odróżnia nadzieję osobistą od teologicznej. Sama znajomość poprawnej doktryny jest nędzną namiastką za Chrystusa, a orientowanie się w eschatologii nowotestamentowej nigdy nie zastąpi wznieconego przez miłość pragnienia oglądania Jego twarzy.

A.W. Tozer z książki „Radykalny krzyż” cz. II

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz