„Ty nie opuścisz nas, gdy obrócimy się w proch. Tyś stworzył człowieka, który nie wie po co to uczyniłeś. Myśli jednak, że nie został stworzony, aby umrzeć. Gdyż Tyś go stworzył, a jesteś sprawiedliwy.” Tak tłumaczył to pragnienie Tennyson i przeciętne ludzkie serce instynktownie z nim się zgodzi. Od zamierzchłych czasów podobieństwo do Boga podsycało w każdym człowieku wieczną nadzieję, że gdzieś nadal będzie mógł trwać. Człowiek jednak nie może się radować, gdyż światłość, która przyszła na ten świat; która oświeca każdego, wciąż pobudza jego świadomość i przeraża go dowodami winy i nadchodzącej śmierci. Dlatego życie człowieka przebiega między kamieniami młyńskimi: górnym kamieniem nadziei i dolnym obawy.
Dopiero teraz ujawnia się chwytające za serce znaczenie Dobrej Nowiny: „Jezus Chrystus, który przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię”. (2 Tym 1:10) Tak napisał jeden z największych chrześcijan, Paweł, nim wyruszył na spotkanie swego oprawcy. Wieczność Boga i śmiertelność człowieka łączą się, aby przekonać nas, że wiara w Jezusa Chrystusa nie jest nieobowiązkowa. Przed każdym człowiekiem jest Chrystus albo wieczna tragedia. Z wieczności Pan nasz zszedł do czasu, aby nas uratować, których moralne szaleństwo uczyniło nie tylko głupcami mijającego świata, lecz także niewolnikami grzechu i śmierci.
A.W. Tozer z książki „Poznanie Świętego”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz