sobota, 28 lipca 2012

Dwudziestowieczne chrześcijaństwo buduje Boga na miłosierdziu

Myślących ludzi nie przestaje nurtować pytanie: po co Bóg stworzył wszechświat? Ale skoro nie potrafimy odpowiedzieć: po co, możemy przynajmniej stwierdzić, że nie zrobił tego, aby zaspokoić jakąś własną potrzebę, tak jak człowiek może zbudować dom, aby schronić się przed chłodem zimy albo obsiać zbożem pole, aby zapewnić sobie niezbędne pożywienie. Słowo „niezbędne” jest całkowicie obce Bogu.

Ponieważ Bóg jest istotą Najwyższą, znajdującą się ponad wszystkimi innymi istotami, nie może być wyniesiony wyżej niż jest. Albowiem nic nie jest ponad Nim i nic nie jest poza Nim. Wszelki ruch w kierunku Boga jest wzniesieniem dla istoty go czyniącej, a każdy ruch „od Boga” jest dla niej upadkiem. Bóg
zajmuje własną pozycję, przez nikogo nie zwolnioną. Tak jak nikt nie może Go przesunąć na wyższe stanowisko, tak też nikt nie może Go zdegradować. Napisane jest, że utrzymuje On wszystko słowem Swej mocy. A zatem jak może być wynoszony albo podtrzymywany przez stworzenia, które sam utrzymuje.

Gdyby wszyscy ludzie nagle oślepli, słońce nadal by świeciło w dzień, a gwiazdy w nocy, gdyż one nie zawdzięczają nic milionom tych, którzy korzystają z dobrodziejstw ich światła. Nawet gdyby wszyscy ludzie na świecie stali się ateistami, nie miałoby to i tak wpływu na Boga. On jest tym, który jest - niezależny od wszelkich okoliczności. Nasza wiara w Niego nie dodaje niczego do Jego doskonałości, a nasza niewiara niczego Go nie pozbawia. Wszechmogący Bóg, właśnie z racji swej wszechmocy, nie potrzebuje wsparcia. Postać podekscytowanego Boga, który zabiega o przychylność ludzi i stara się wejść w ich łaskę, zapewne nie budzi sympatii, a mimo to tak właśnie zwykliśmy przedstawiać Go sobie. Dwudziestowieczne chrześcijaństwo buduje Boga na miłosierdziu. Tak wielkiego jesteśmy mniemania o sobie, że hołubimy przekonanie o tym, że jesteśmy Bogu potrzebni. Zresztą przychodzi nam to z łatwością, by nie powiedzieć z zadowoleniem. Lecz prawda wygląda tak, że Bóg nie jest większy przez nasze osoby, jak też nie stałby się mniejszy gdybyśmy nie istnieli. To, że istniejemy, jest rezultatem wolnego od wszelkich nacisków postanowienia Boga, a nie naszego pragnienia czy też odczuwanej przez Boga potrzeby, którą my możemy zaspokoić.

Zapewne najtrudniej przychodzi nam godzić się z myślą, która boleśnie godzi w nasz naturalny egzotyzm: że Bóg może się obejść bez naszej pomocy. Zwykle wyobrażamy Go sobie jako wiecznie zajętego, skorego do działania choć nieco zgorzkniałego Ojca, który zabiega o pomoc w realizacji Swego planu zbawienia tego świata i utwierdzenia w nim pokoju. Lady Julian z Norwich wyznała jednak; „Przekonałam się, że Bóg robi każdą rzecz, nawet najdrobniejszą”.  Bóg, który wykonuje każdą pracę z pewnością nie potrzebuje pomocy ani pomocników.

A.W. Tozer  z książki „Poznanie Świętego”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz