piątek, 20 lipca 2012

Człowiek przestaje być planetą obiegającą Słońce

Nie tylko człowiek, lecz wszystko, co istnieje, powstało jako rezultat nieprzerwanego stwórczego impulsu i jest od niego zależne. „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”.(Ew. Jana 1,1-3) - tłumaczy akt stwórczy Jan Ewangelista. Zgadza się z nim apostoł Paweł „Bo w Nim zostało wszystko stworzone i to, co w niebiosach i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone”. (Kol. 1,16)  Do tego świadectwa autor Listu do Hebrajczyków dodaje, że Jezus Chrystus jest odblaskiem chwały Bożej i odbiciem Jego istoty, oraz że wszystko dla Niego i przez Niego zostało stworzone i jest podtrzymywane słowem Jego mocy.(Hebr. 1,2-3)

Ta całkowita zależność wszystkiego od stwórczej woli Boga stwarza warunki zarówno do świętości, jak i do grzechu. Jednym z przejawów podobieństwa człowieka do Boga jest jego zdolność do dokonywania moralnego wyboru. Nauka chrześcijańska głosi, że człowiek może wybrać niezależność od Boga i potwierdzić swój wybór przez dobrowolne nieprzestrzeganie nakazów Boskich. Taki akt wyboru jest pogwałceniem normalnych stosunków między Bogiem a Jego stworzeniem, łączy się z odrzuceniem Boga jako podstawy egzystencji i skazuje człowieka na samego siebie. W następstwie tego człowiek przestaje być planetą obiegającą Słońce, a staje się rządzącym się własnymi prawami słońcem, wokół którego wszystko ma się obracać.

Trudno jest wyobrazić sobie celniejszą obronę swego autonomicznego bytu, niż następujące słowa Boga skierowane do Mojżesza: „JESTEM, KTÓRY JESTEM”. Wszystko, czym jest Bóg, wszystko, co jest Bogiem, jest bezwarunkowym potwierdzeniem Jego niezależnego bytu. A jednak jaźń Boga nie jest grzeszna, lecz jest kwintesencją wszelkiej możliwej dobroci, świętości i prawdy.

Człowiek naturalny jest grzesznikiem choćby tylko dlatego, że przeciwstawiając mu swoją jaźń rzuca wyzwanie Bogu. We wszystkich innych sprawach człowiek może ochoczo akceptować suwerenność Boga, ale w swoim życiu ją odrzuca. Boskie panowanie kończy się dla człowieka tam, gdzie zaczyna się jego własne. Własna jaźń staje się dla niego Jaźnią, w czym nieświadomie naśladuje Lucyfera, upadłego Syna Jutrzenki, który w sercu swoim powiedział: „Wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię mój tron… podobny będę do Najwyższego”. (Iz. 14,13-14)  A mimo to nasza jaźń jest tak subtelna, że mało kto świadom jest jej istnienia. Ponieważ człowiek urodził się jako buntownik, nie uświadamia sobie, że jest nim. Jego stałe akcentowanie swej osobowości, jeśli w ogóle się nad tym zastanawia, wydaje mu się rzeczą naturalną.

A.W. Tozer  z książki „Poznanie Świętego”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz