wtorek, 3 kwietnia 2012

Weź twego syna i tam złóż go w ofierze

Droga do głębszego poznania Boga wiedzie przez samotne doliny duchowego ubóstwa i zaparcia się wszystkich rzeczy. Błogosławieni są ci, którzy oglądają Królestwo, a którzy odrzucili każdą zewnętrzną rzecz i wykorzenili z serca wszystkie myśli o posiadaniu czegoś, jako celu samego w sobie. To są ci "ubodzy w duchu". Doszli do stanu, który można by porównać do zwykłego żebraka na ulicach Jerozolimy. W tym właśnie znaczeniu Chrystus używał słowa "ubodzy". Ci błogosławieni ubodzy nie są już niewolnikami tyranii rzeczy. Złamali jarzmo ciemięzcy, a uczynili to nie przez walkę, ale przez poddanie się. Tak więc, choć wolni od chęci posiadania, jednak wszystko do nich należy. "Do nich należy Królestwo Niebieskie". Proszę, potraktujcie to poważnie. Nie przyjmujcie tego jako zwykłej nauki biblijnej, którą należy zmagazynować w umyśle wraz z innymi doktrynami. Potraktujcie to jako znak drogowy wskazujący bardziej zielone pastwiska, drogę wykutą na zboczu góry wiodącej do Boga. Nie wolno nam jej ominąć, jeżeli chcemy iść dalej w tym świętym dążeniu. Musimy kolejno robić krok za krokiem. Jeśli nie zechcemy zrobić jakiegoś kroku, cała nasza wędrówka się zakończy.

Bardzo często Nowotestamentowa zasada życia duchowego znajduje najlepszą ilustrację w Starym Testamencie. W opowiadaniu o Abrahamie i Izaaku mamy dramatyczny obraz oddanego życia i wspaniały komentarz o pierwszym błogosławieństwie z Kazania na Górze.

Abraham był już stary, gdy urodził się Izaak. Tak stary, że mógłby być jego dziadkiem. Syn stał się od razu dla niego rozkoszą i niemalże bożkiem. Od chwili, gdy po raz pierwszy schylił się, by wziąć tę małą, dziwną istotę w swoje ramiona, jego serce stało się niewolnikiem miłości do syna. Bóg zadał sobie trud, by opowiedzieć o sile tego uczucia. Nie trudno też jest to zrozumieć. Dla ojcowskiego serca to dziecko było wszystkim, co najświętsze: obietnicami Boga, przymierzami, nadzieją wielu lat i odległą wizją mesjańską. Gdy obserwował jego wzrost od niemowlęcia do lat młodzieńczych, serce starszego człowieka coraz bardziej zespalało się z życiem syna, aż ta więź doszła do momentu, gdy stawała się niebezpieczna. Właśnie wtedy Bóg zainterweniował.

"Weź twego syna" - powiedział Bóg do Abrahama - "jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę" /Rdz.22.2/. Święty autor oszczędza nam opisu agonii tamtej nocy, na wzgórzu Beerszeba; gdzie sędziwy człowiek rozmawiał o tym ze swoim Bogiem, ale wyobraźnia może nam pokazać zgrozę załamania się i konwulsyjne zwijanie się, w osamotnieniu, pod gołym niebem. Prawdopodobnie nie było w żadnym innym człowieku takiego śmiertelnego bólu aż do momentu; gdy Zbawiciel toczył bój w ogrodzie Getsemane. O, gdyby Abraham mógł sam umrzeć. Byłoby to o wiele łatwiejsze, ponieważ był już stary i śmierć nie byłaby zbyt ciężkim doświadczeniem dla kogoś, kto tak długo chodził z Bogiem. Oprócz tego byłoby miło choćby ostatnim spojrzeniem popatrzeć na silnego chłopca, który żyłby po to, by kontynuować linię Abrahama i wypełnić wszystkie obietnice dane przez Boga w Ur Chaldejskim.

Jakże mógłby zabić chłopca? Nawet gdyby jego serce z bólem zgodziło się to zrobić, to jak pogodzić to z obietnicą: "Od Izaaka będzie nazwane twoje potomstwo"?/Rdz.21.12/ Była to Była to próba ognia dla Abrahama i nie zawiódł w tym ważnym momencie. Podczas, gdy gwiazdy nadal jasno świeciły nad namiotem, gdzie spał Izaak, zanim nastał świt, święty starzec powziął decyzję. Odda syna Bogu na ofiarę, tak jak On chce i będzie ufał Bogu, że go wzbudzi z martwych.

Tak mówi autor Listu do Hebrajczyków, /Hbr.11.19/ a była to decyzja bolejącego serca, powzięta w ciemnościach nocy. Wstał rano, by zrealizować plan. Wspaniałą rzeczą jest to, że chociaż Abraham mylił się co do Bożej metody, jednak prawidłowo odczuł sekret wielkiego Bożego serca. To rozwiązanie doskonale zgadza się z zapisem w Nowym Testamencie: "Kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa"./Łk.9,24/

Bóg pozwolił cierpiącemu, sędziwemu człowiekowi iść przez to doświadczenie aż do chwili, gdzie wiedział, że nie będzie odwrotu, i wtedy dopiero powstrzymał go, aby nie zabijał chłopca. Do zadziwionego patriarchy mówi teraz: "W porządku, Abrahamie. Nigdy nie zamierzałem spowodować, abyś zabił chłopca. Chciałem tylko usunąć go ze świątyni twego serca, abym mógł tam spokojnie rządzić. Teraz możesz mieć chłopca, całego i zdrowego. Zabierz go z powrotem do namiotu. Teraz wiem, że boisz się Boga, ponieważ nie wzbraniałeś się oddać Mi twego syna, twego jedynego syna". /Rdz.22.10-12/

A.W. Tozer z książki Szukanie Boga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz